sie 29 2003

film amerykanski a moje zycie...


Komentarze: 0

wydawalo by sie, ze wszystko jest takie proste... jak na filmach amerykanskich... spotykacie sie, zakochujecie (idziecie do lozka) i love na cale zycie zapewniona. boshe... czy nie bylo by to zbyt nudne? a jednak... ogladajac takie scenki zastanawiam sie czemu zycie nie moze chodz w minimalnym stopniu byc tak latwe... no ale coz... u mnie to wyglada tak... zakochalam sie... zerwalam (do dzis niektorzy zastanawiaja sie dlaczego... powod... moze z biegiem czasu potrafilabym go zinterpretowac, ale nie chce... poprostu koniec i tyle), pozniej byl ten drugi (ehhh szkoda, ze nie ma tu fragmentu o nim, zniknal....) on zerwal (a ja nie walczylam-bo po co?). no i teraz przechodzac do senda sprawy, czyli porownujac obecny zwiazek do opisu filmu... spotkalismy sie, zauroczylismy soba (by bylo bardziej dramatycznie on wyjechal), jak przyjechal (na 3 dni) nocowalam u niego (zero seksu zaznaczam), potem znow wyjechal, wrocil, problemy, wyjechal, a teraz czekam... strasznie to odbiega od opisanej scenki, nieprawdaz? nie dosc, ze nic nie gwarantuje (bo szanse sa naprawde niewielkie) milosci na cale zycie, to w dodatku czesc znajomych ma mnie za nimfomanke (zeby nie napisac gorzej- dziwke), bo nocowalam u faceta (normalnie straszne, koszmar, jak moglam, powinnam za kare na kolanach do czestochowy isc...). ludzka wyobraznia nie ma granic...

smierc_to_ja : :
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz