Komentarze: 0
cos czuje, ze niedlugo znikne na kilka dni i nic nie bede pisac... powod jest prosty... moj facet przyjezdza!!! nie wiem jak mu sie to udalo zalatwic, ale juz sie nie moge doczekac piatku... wreszcie spokojnie bede mogla sie do kogos przytulic, bez obaw, ze uslysze "a co na to twoj facet??". o boshe ci ludzie mnie czasem dobijaja... laskocze sobie swojego przyjaciela (cmokas w polika dla niego), a tu kumpel wyskakuje "a twoj facet nie bedzie zazdrosny?" "nie sadze... pewnie woli bym laskotala marcina niz jego" i tyle... nie ma nic bardziej dobijajacego niz przesadna zazdrosc... no, ale powracajac do tematu mojego faceta to... troche sie zmartwilam gadajac z nim przez telefon... wyskoczyl z pomyslem, zeby isc na piwo... boshe... juz myslalam, ze go udusze. przeciez mowilam mu, ze teraz juz nie bedzie tego jednego piwa, zero alkoholu (darus wybacz, ale na twoja 18nastke tez nie bedzie pil). w odpowiedzi uslyszalam "ale jak bylem na taryfie to obiecalas"... wrrrrr obiecalam i gdzie mnie to zaprowadzilo?? omal sie nie rozstalismy... oklamal mnie... mial isc na jedno(!) piwo z kumplem, a okazalo sie, ze byl na wodeczce... (a wmawial mi, ze wypil 3 piwa). ale ciesze sie, ze przyjezdza, chociaz znow zaczna sie slowa "chodzmy na piwo" (ah ci jego kumple) i robienie ze mnie jedzy... ciekawe czy wciaz go bedzie mariuszek na rozstanie namawial...