dziwnie sie wszystko ulozylo... jeszcze jakis czas temu marzylismy o tym by byc razem, we dwoje, a teraz? nie ma juz nas, jest on, jestem ja... ale nie my... rozstanie bylo koszmarne... prawda bolesna... i co najgorsze zbyt pozna...
ja sie zmienilam... zawsze czlowiek pod wplywem zlych wydarzen sie zmienia, a teraz? na mysl o kims czulam lek (powoli przechodzi), zaufac tez nie potrafie (jestem zbyt ufna, a on, on to poprostu wykorzystal... oklamal mnie...), ale z zawzietoscia ranie sie jeszcze bardziej powracajac myslami do negatywnych slow... jutro kolejne spotkanie, juz bez nerwow, juz spokojnie... zwiazek ten sprawil, ze inaczej patrze tez na alkohol... nie jestem w stanie pic... tzn moze gdybym sie przelalama, ale na dzien dzisiejszy nie potrafie, odrzuca mnie... on pozostawil jednak poza kilkoma pieknymi chwilami duzo bolu i lez... i kilka urazow... pewnie szybko sie zalecze, ale nie wiem na ile predko bede w stanie z kims byc...
chcial bym wrocila... powiedzialam, ze moze bedzie szansa na to jesli bedzie sie leczyc i bedzie sie uczyc... na drugi dzien jednak po rozmowie stwierdzil, ze szansy nie ma... moze dlatego powiedzial, ze dopiero zaczyna pic... ja juz go nie rozumiem, ale nie to mialo byc tematem... powracajac do tematu poprosil bym byla grzeczna... po dluzszych rozmyslaniach stwierdzilam, ze to bez sensu.. dlaczego? on tak do konca grzeczny nie byl.... i gdy pomysle co on wyrabial po zerwaniu... boli, bardzo boli...
a jego kumpel? chyba sie juz odczepil, osiagnal to co chcial, pozbyl sie mnie, ale jaki mial w tym cel to ja nie wiem... nadal mnie nienawidzi, nadal ma jakies waty, ale... siedzi cicho... widuje go teraz raczej przypadkiem w autobusie na uczelnie... oboje udajemy, ze sie nie znamy, tak jest najlepiej...
tak sie zakonczyla moja przygoda z nimi... zabawna historia z nieco gorszym zakonczeniem...